Pewnego dnia wieczorem
przyjaciele siedzieli za stołem
i jedli wspólnie kolację,
rozmawiając jak spędzą wakacje.
Po całym dniu
owady układały się do snu,
spokojnie było na łące,
powoli zachodziło słońce.
Lutek grał na pianinie,
a Jasio na mandolinie,
Malwinka nuciła ballady,
nad rzeką kumkały żaby,
słowik na lipie śpiewał,
wokół szumiały drzewa.
Było naprawdę cicho,
nawet leśne licho
poszło sobie w dal,
spokojnie wiaterek wiał.
Wtem na polanie
rozległo się głośne wołanie.
To dwie biedroneczki,
obie w czarne kropeczki,
Krysia razem z Ulą
jedna tuż za drugą
sfrunęły nagle z nieba,
tam, gdzie rosły drzewa.
Zerwali się przyjaciele:
- Mówcie, co się dzieje?
- Stonoga wyszła na spacer,
bo czekał na nią świerszcz Jacek.
Gdy zachodziło słońce,
wędrowała po łące,
jak to u stonogi
poplątały się jej nogi.
Noga siódmą z dziesiątą
dziewiąta z nogą piątą
dwudziesta z trzydziestą szóstą,
trzydziesta z dwudziestą ósmą.
Potknęła się o kamień,
a potem o stary pień
i wpadła do wielkiej dziury,
którą wykopał kot bury,
tam, gdzie się kończy las.
Zerwali się wszyscy na nogi:
- Biegnijmy do stonogi,
by wybawić ja z kłopotu,
nim biedna umrze z głodu
i stracimy koleżankę,
miłą stonogę Hankę.
Pobiegli więc bardzo szybko,
tam, gdzie było wrzosowisko,
gdzie łąka była i pole
i gdzie w głębokim dole
stonoga biedna siedziała
i łzami się zalewała.
- Wiem gdzie!-wykrzyknął Jaś.
- Tam jest łąka i pole.
- Tak. Stonoga siedzi w dole
i płacze tam, nieboże,
licząc, że ktoś jej pomoże.
Prędko, śpieszmy na pomoc,
bo wkrótce zapadnie noc.
Stonoga jest sama w dole ,
po ścianach człapie z mozołem
i znowu spada w dół,
a wokół owadów rój
biega i wzywa pomocy,
bojąc się nadejścia nocy.
Wokół owady z lasu
robiły dużo hałasu.
Fruwały pszczoły i osy
krzycząc wniebogłosy,
żuk przyszedł z całą rodziną
i stał ze smutną miną,
skakały koniki polne,
fruwały ważki wątłe,
próbowały pomóc cykady,
niestety nie dały rady.
Ratować ją wszyscy chcieli.
Ale jak? Nie wiedzieli.
Jaś drapał się po czole
przez chwilę stojąc przy dole,
Malwinka się zadumała,
stonoga pomocy wołała.
-Co z tobą biedna stonogo?
Jak nogi? Co z głową?
-Poruszam się powoli,
głowa mnie bardzo boli,
złamałam cztery nogi
i stłukłam sobie boki.
Co teraz ze mną będzie?
Czy ktoś mnie stąd wydobędzie?
Jaś spojrzał na Malwinkę.
-Trzeba zbudować drabinkę
z gałęzi i patyków,
których w lesie bez liku.
Wszyscy do pracy się wzięli,
bo bardzo się przejęli
losem biednej stonogi,
która połamała nogi.
Pracowali z ochotą,
by zdążyć przed ciemną nocą,
spocili się, zasapali,
drabinkę wnet zbudowali.
Znaleźli wilcze łyko,
zrobili szczeble z patyków
i z całkiem dużą wprawą
powiązali je słomą i trawą.
Lutek zgięty wpół
natychmiast spuścił ją w dół,
a gdy mocował do drzewa
zerwała się wielka ulewa
i dół wypełnił się wodą.
Co będzie z biedną stonogą?
Trzeba ją wydobywać,
bo przecież nie umie pływać
i wkrótce biedna utonie,
a wtedy będzie po niej.
Było naprawdę źle,
każdy śpieszył się
i oferował pomoc.
Już dawno zapadła noc.
Na szczęście małe świetliki
jak tańczące płomyki
rozświetlały polanę
patrząc, co dalej się stanie.
Malwinka stała zziębnięta
i bardzo wszystkim przejęta.
Do dołu zszedł Lutek i Jaś,
by ujrzeć jak w wodzie po pas
stoi biedna stonoga,
którą bolała głowa
i miała złamane nogi
i potłuczone boki.
Stonoga obolała
w ogóle się nie ruszała,
nie mogła iść po drabinie,
widać było po jej minie,
że bardzo jest zmęczona
i wszystkim przerażona.
Rzekła na to Malwina:
-Potrzebna jest pajęczyna,
by sieć mocną z niej zrobić
i Hankę z dołu wydobyć.
Mimo, że była ulewa
do pajęczycy pobiegła,
do starej pajęczycy
okropnej jędzy, złośnicy,
która w swym gnieździe spała,
a nawet przez sen chrapała.
Leżała w dziupli w drzewie,
nie chciała wyjść na ulewę.
- Moja droga Ceklo
biegnij ze mną prędko,
tam, gdzie jest polna droga
i gdzie biedna stonoga
utknęła w głębokim dole,
tam, gdzie jest łąka i pole.
Malwinka zrozpaczona
krzyczała, a Cekla niewzruszona
z dziupli ledwie wyjrzała
i tak jej odpowiedziała:
- Dziś zimno jest na dworze,
ktoś inny niech pomoże,
mnie także boli głowa,
co mnie obchodzi stonoga.
- Proszę zejdź z tego drzewa,
bo ciężko chora stonoga
utonie z Lutkiem i Jasiem
na drodze, w dole pod lasem.
- Na dworze jest nieprzyjemnie,
przerwałaś mi moją drzemkę.
Nie wyjdę na ulewę,
wolę zostać na drzewie.
- Rusz się wreszcie, ty jędzo
i chodź ze mną prędko,
bo jeśli nie,
to będzie z tobą źle
i kiedyś,
kiedy ty będziesz w potrzebie,
my odwrócimy się od ciebie
i pewnej strasznej nocy
zostaniesz bez pomocy.
Stonogę bolały dwa boki,
w gipsie miała trzy nogi,
piła nektar z kwiatów,
lekarstwa z ziaren maku.
By wszystkim podziękować
postanowiła zorganizować
wspaniały, wielki bal
na sto dwadzieścia par.
Na leśnej polanie pod lasem
tańczyła Malwinka z Jasiem,
stonoga ze świerszczem Jackiem
i Ula z bąkiem Wackiem,
Lutek się bawił z rusałką,
Mateusz z pielęgniarką,
orkiestra grała wspaniale,
żuk bawił się doskonale
z całą swoją rodziną
z bardzo wesołą miną.
Od tego czasu
gdy Hanka szła do lasu
by z kimś się spotkać,
to była bardzo ostrożna.
Mówiła:
„Trzeba uważnie chodzić,
by krzywdy sobie nie zrobić
i dobrze mieć koło siebie
przyjaciół, co pomogą w biedzie.”
Cekla się zastanowiła,
po chwili nić spuściła
i choć nie bardzo chciała
za Malwinką poczłapała
mamrocząc coś pod nosem
nad swoim biednym losem.
-Pośpiesz się moja Ceklo,
biegnij za mną prędko!
-Nie jestem już taka młoda,
wokół jest pełno błota,
zaraz w nim ugrzęźniemy
i nigdzie nie dojdziemy.
Na szczęście po pewnym czasie
stanęły przy dole pod lasem.
Cekla na prośbę Malwiny
utkała sieć z pajęczyny,
a krasnoludek i Jaś
na dole w wodzie po pas
na Hankę ją zarzucili
i z trudem wydobyli.
Stonoga była chora,
zawieźli ją więc do doktora
-ślimaka Mateusza,
który powoli się ruszał,
bo, o czym dobrze wiecie,
swój dom nosił na grzbiecie.
W ładnym leśnym szpitalu,
na łące przy ruczaju
spędziła Hanka dni kilka,
opiekowała się nią Emilka-
pielęgniarka bardzo miła,
która kursy ukończyła.
A gdy wyzdrowiała już
z bukietem pięknych róż
do Cekli powędrowała
i bardzo podziękowała
za to, że tamtej strasznej nocy
udzieliła jej pomocy.