Z nadejściem wiosny,
gdy w lesie rozkwitły pierwiosnki,
zawilce i przebiśniegi
Wodnik wychylił się z rzeki
i rzekł sam do siebie
patrząc na obłoki na niebie:
- Już ciepło jest i słonecznie,
czas opuścić rzeczkę
i z domu zimowego
przenieść się do letniego
domku zbudowanego z wikliny
na wyspie pośród trzciny.
To bardzo dobra myśl,
przeprowadzę się dziś,
zamknę drzwi na klucz
i adres zmienię już.

Zrobił tak jak chciał,
zabrał to co miał,
kilka potrzebnych rzeczy,
i popłynął w dół rzeki,
do swego domu na wyspie,
posprzątał pokoje wszystkie,
umył ściany, podłogi,
meble, okna i schody.
Zasadził kwiatki w ogrodzie,
śpiewając przy tym sobie
tak:
„Jest
wiosna i słoneczko
pięknie grzeje nad rzeczką,
leśny wiaterek wieje,
słoneczko się do mnie śmieje.
Kwiaty sadzę w ogrodzie,
ryby pląsają w wodzie,
jest miło i przyjemnie.
Ach! Jak tutaj jest pięknie."
Gdy miał wolną chwilę,
Wodnik obserwował motyle,
rozmawiał ze świerszczami,
gawędził z cykadami,
na tarasie przy domku
słuchał pieśni skowronków,
brzęczenia leśnych owadów
i opowieści wiatru.

A wokół rozbrzmiewała muzyka
zawarta w dębowych skrzypkach,
na których grały świerszcze,
a  obok równie pięknie
na harfach grały ważki,
żuk w krawacie w paski
wtórował im na puzonie,
a motyl rozmarzony
gdzieś brzdąkał na gitarze,
a żuczek tańczył w parze
z małą biedroneczką.
Muzyka rozbrzmiewała nad rzeczką.
Schowany gdzieś za krzaczkiem,
zajadając się ciastkiem
na bębnie grał gruby bąk,
aż trząsł się Jarka dom,
aż w oknach drżały szyby,
aż się dziwiły ryby
i pytały Wodnika:
-Co to jest za muzyka?
A wśród trzcin i traw
rechotał chórek żab.
Dyrygentem był ropuch stary,
a żaby śpiewały jak umiały,
jedna pełniła wartę,
miała na głowie kokardę
i też podśpiewywała,
choć trochę fałszowała.
Już od samego rana
wypatrywała bociana,
który miał wrócić z Afryki.
Mówiły o tym wilgi.



Przy brzegu kołysały się łodzie,
perkoz pływał spokojnie po wodzie,
nurkując od czasu do czasu,
dzięcioł robił dużo hałasu,
szukając korników w drzewie,
chmury płynęły w dal po niebie
bawiąc się z wiatrem w berka.
Wodnik uważnie zerkał
na rzekę, las i przystań
i tak sobie myślał:
Jak to byłoby dobrze,
gdyby tak w letnie porze,
w niedzielne popołudnia
móc koncertów słuchać,
wokół jest piękna wiosna,
a tu każdy gra z osobna
i każdy śpiewa sobie  sam.
Ja na to radę mam.
Wreszcie
trzeba utworzyć orkiestrę
i trzeba o tym pamiętać
by znaleźć dyrygenta.
W nocy nie mógł zasnąć,
zasnął dopiero o brzasku,
aż  wreszcie nad ranem
zasypiając nad śniadaniem,
gdy przez okna zaglądał wiatr
na pewien pomysł wpadł.

Wieczorem zaprosił do siebie,
by wszystko im opowiedzieć
Jasia, Lutka, Malinkę,
cykady, pszczółkę Miłkę,
rusałkę, bąka, świerszczyka,
ważki, polnego konika
i rzekł:
- Zaprosiłem was dziś,
bo wpadłem na pewną myśl.
Dobrze o tym wiecie,
że dużo muzyków jest w lesie,
którzy grają oddzielnie,
a jakże byłoby pięknie
gdyby wreszcie
utworzyć z nich orkiestrę.
-Myśl  mi się spodobała,
choć czeka nas praca niemała
- powiedział po chwili Jaś-
wie o tym każdy z nas.
Muzyków znajdziemy wszędzie,
ale kto dyrygentem będzie?
-Ty powinieneś nim być-
-Tekla spuściła nić
i po niej się opuściła,
pod nosem coś zanuciła
i rzekła:
- Słyszałam, jak pięknie grasz,
naprawdę talent masz,
możesz być dyrygentem,
bo grasz i śpiewasz pięknie.
-Dobrze. Zgadzam się.
myślę, że nie będzie źle.
Musimy zebrać muzyków,
których  jest w lesie bez liku.
Wszyscy tutaj grają,
tańczą lub śpiewają.

Następnego dnia od rana
trwały w lesie przygotowania.
Postanowiono, że amfiteatr  stanie
pod dębem na leśnej polanie.
Budowlę nadzorowała mucha,
a pracowała ekipa żuka.
A na drugiej polanie
odbywało się przesłuchani
tych, którzy grać chcieli
i talent muzyczny mieli.
W komisji był Jaś, Lutek, Malinka,
wodnik i pszczółka Miłka.
Muzyków był cały tłum,
każdy robił to, co mógł,
by być w leśnej orkiestrze.
Dmuchawce fruwały na wietrze,
wiosna przysiadła na pniu,
przy krzaku czarnego bzu
i słuchała grania
rozmarzona i zasłuchana.
Tekla grała na wiolonczeli,
o czym nie wiedzieli
do tej pory jej znajomi,
bąk swój bęben powoli
wytoczył zza stokrotek
i  już w chwilę potem
na  dany przez Jasia znak
muzycy zaczęli grać.
Najpierw wystąpiły świerszcze,
które naprawdę pięknie
na skrzypcach grały walca,
a rusałka tańczyła na palcach.
Najładniej grał świerszcz Jacek,
a gruby bąk Wacek
w bęben tak tłukł,
że przyleciało kilka pszczół,
zapytać co się dzieje,
bo całe drzewo się chwieje.
to, w którym mieszka ich rój ,
aż z dzbanów wylewa się miód.
Wkrótce powstała orkiestra.
Najpiękniejsza była gra świerszcza,
który ze swych skrzypiec
wyczarowywał muzykę.
Dzień w dzień od rana
żuk grał na organach
symfonię Jana Bacha,
wstydliwy bąk w krzakach
ćwiczył na swym bębnie,
rusałka śpiewała pięknie
arie operowe,
aż wiosna pochylała głowę
i często siadała  na polanie
słysząc zewsząd granie.
Amfiteatr był wkrótce gotowy.
Świerszcz grał na strunach lipowych,
a z nim orkiestra cała
naprawdę pięknie grała.

Codziennie odbywały się próby.
Lato wróciło z podróży
i często w lesie bywało,
tańczyło i śpiewało.
Nagle, gdy śpiewało swą pieśń
rozeszła się po lesie wieść,
że zginęły skrzypce świerszczyka.
Wśród muzyków wybuchła panika,
że koncert się nie odbędzie.
Szukano skrzypiec wszędzie,
na polanie, w rzece, na drzewach,
gdy było słońce, a nawet ulewa.
Nikt nie wiedział, gdzie skrzypce były,
owady się bardzo smuciły,
a najbardziej świerszcz Jacek.
pocieszał go bąk Wacek.
Jacek miał je od wielu lat,
grał na nich jego ojciec i dziad.
Podczas przerwy na próbie
Jacek położył je przy lipie,
tylko na kilka chwil,
od tej pory nie widział ich nikt.

Świerszcz był bardzo smutny,
nawet Tekla w swej dziupli
siedziała  bardzo smutna.
Jacek nie mógł grać na koncercie.
Ach! Co teraz będzie?
Pewnego dnia  w południe
Tekla opuściła swą dziuplę
i poszła szybko do Lutka.
Już nie była smutna.
Powiedziała,
że właśnie usłyszała
jak rozmawiały kukułki.
Podobno sroka mówiła  do przyjaciółki,
że zabrała świerszczowi skrzypce,
ma je w swoim gnieździe na lipie.

To jest znana złodziejka
i bałaganiara wielka,
zabiera to, co jej się podoba,
a potem innych boli głowa,
że zginęła im rzecz,
która dla nich cenna jest.

Na leśnej polanie
szybko zwołano zebranie.
Jaś, Lutek, Malinka,
wodnik i pszczółka Miłka
w imieniu wszystkich owadów
poszli do króla ptaków,
który miał pałac drewniany,
drewniane meble i ściany
i mieszkał na wielkiej sośnie.
Przywitał ich radośnie:
-Co was do mnie sprowadza?
Jaś rzekł-
-To bardzo ważna sprawa.
Otóż sroka Zula
świerszcza skrzypce ukryła
w swoim gnieździe na lipie,
odstrasza wszystkich krzykiem,
świerszcz nie może grać,
podejść do niej aż strach.
Pomóc możesz tylko ty.
Już za klika dni
miał się odbyć koncert wieczorny,
miały śpiewać leśne skowronki.
Świerszcz naprawdę wspaniale gra,
a sroka jest niegrzeczna i zła.
-Dobrze- odpowiedział Jasiowi król-
zrobię wszystko, co będę mógł.
Zaraz zawołam  straże
i od razu rozkażę,
by przyprowadziły srokę.
I niedługo potem
sroka przed królem stała
i cała ze strachu drżała.
Król rzekł - Jestem zły,
bo powiedziano mi
że skrzypce ukradłaś świerszczowi,
znanemu muzykowi.
Czy to prawdą  jest?
Przecież dobrze wiesz,
że nie można zabierać tego,
co należy do kogoś innego.
Sroka spojrzała ze strachem,,
a potem wybuchnęła  płaczem
-Tak- przyznała się-
postąpiłam bardzo źle.
Nigdy tak już nie zrobię,
przyrzekam to wam i sobie.
Król spojrzał na nią srogo
-Ach, ty niedobra sroko,
przestań już się bać,
wiedziałaś, że nie można kraść.
-Przepraszam- powiedziała sroka.
-Kara cię musi spotkać
-odpowiedział król-
by każdy wiedział, że
kto kradnie, ten robi źle.
Masz za to areszt domowy.
Nakazuję też, aby inne sroki
nikomu niczego nie zabierały,
bo często brały to, co chciały.
Każdego winnego ukażę,
bo dla mnie jest bardzo ważne,
by wszyscy w zgodzie żyli,
szanowali się i lubili.
Wszyscy klaskali w dłonie,
Jaś się królowi pokłonił,
sroki miały być grzeczne,
skrzypce odzyskano wreszcie,
i w niedzielę o siódmej wieczorem,
gdy słońce zachodziło za borem,
wśród drzew na leśnej polanie,
odbyło się muzykowanie.

I zaczął się koncert wieczorny.
Na pianinie grał konik polny,
Tekla grała na wiolonczeli,
tak pięknie, że aż oniemieli
wszyscy, którzy tam byli.
raz po raz brawa bili.
Potem wystąpił żuk,
w puzon dmuchał tak, jak mógł,
następnie zagrał na trąbce
mały grubiutki bączek,
Lutek zagrał na pianinie,
dyrygent Jaś na mandolinie,
motyl na gitarze,
na harfach kilka ważek,
na kontrabasie stonoga,
co chwila jej inna noga
szarpała strunę zawzięcie,
a nóg było sto lub więcej,
motyl grał arię na flecie,
aż ryby wzdychał w rzece,
i cicho melodię nuciły
i wcale się nie nudziły.
Pięknie grała cała orkiestra,
najładniejsza była gra świerszcza. 
który wiedeńskiego walca
delikatnie zagrał na palcach.
Księżyc wyjrzał zza chmur,
echo wróciło zza gór
i przysiadło na drzewie,
chmury słuchały  na niebie,
wiosna powróciła z podróży
i usiadła przy krzaku róży,
a przy niej jej siostra lato.
Obie słuchały z uwagą
melodii, która płynęła w dal.
Nawet leśny wiatr
ucichł i też słuchał
jak wśród drzew tańczy muzyka.
Dyrygent z batutą w dłoni
najpierw się ukłonił,
a potem dał znak,
by orkiestra zaczęła grać.
Na końcu jest morał taki,
który wymaga twojej uwagi.
Nie zabieraj tego,
co nie twoje jest,
bo tak robić nie można,
dobrze o tym wiesz.
Nie rób innym przykrości,
a jeśli masz  zdolności
to  rozwijaj je
i rób to co dobre,
a nie to co złe.
Chcesz usłyszeć jak grali - kliknij na obrazek